środa, 5 września 2018

W spodniach czy w sukience...

"W spodniach czy sukience rozglądam się, ludzi tłum, tęsknię..."

O piosenkach Ani Dąbrowskiej mogłabym dużo pisać, bo je uwielbiam, ale dzisiaj skupię się tylko na sukience i spodniach.
Dlaczego?
W przeciągu ostatnich kilku miesięcy bardzo zmieniłam swoje podejście do kobiecości jako całokształtu. Mieści się w tym także kobiecy ubiór, który aktualnie przechodzi u mnie w szafie metamorfozę.

Z czym w kontekście ubrań kojarzy mi się kobieta? Oczywiście z delikatną sukienką, piękną spódnicą, skórzaną torebką, eleganckimi butami, zwiewną apaszką i innymi detalami, na które tak zwracam uwagę. Podobają mi się podkreślające figurę stroje, a jednocześnie takie, które będą wygodne i uniwersalne, czyli do codziennego użytku.

Rzadko widzę na ulicy kobiety w spódnicach, czy sukienkach. O ile latem znajdujemy odwagę do pokazania światu bladych nóg, to mam wrażenie, że jesienią i zimą, opcja założenia czegoś innego niż spodnie, jest dosłownie niemożliwa.
Sama na te chłodne miesiące mam w szafie arsenał dżinsów, więc jestem jedną z tych nudnych i szarych osób idących miastem, ale...
Chyba coś w tym roku zmienię.

W końcu najwięcej komplementów dostaję właśnie, gdy ubiorę się kobieco (specjalnie to słowo podkreślam kursywą, dla każdego może mieć ono inne znaczenie). Sukienka sprawia, że czuję się wyjątkowo. Czasem nawet, gdy ubiorę się tak odświętnie, słyszę od innych, że  się wystroiłam, a  przecież jeszcze kilkadziesiąt lat temu, to spodnie bardziej zwróciłyby uwagę u kobiety.

Przygotowując się do nadchodzącej jesieni odkurzam więc stare, nienoszone sukienki i ciepłe spódnice. Zastanawiam się, dlaczego praktycznie w ogóle ich nie nosiłam.

Odkrywanie kobiecości to nie tylko nasza seksualność, ale także wygląd, który może świadczyć o tym jaką kulturę oraz wartości sobą reprezentujemy. Dużo prawdy jest w powiedzeniu jak cię widzą, tak cię piszą. Warto, by zdanie o nas było nienaganne. Z pewnością poprawi to naszą samoocenę i pozwoli poczuć się pewnie.

Teraz pozostaje tylko pytanie: w spódnicy czy w sukience?

wtorek, 4 września 2018

Gdy kobieta chce być kobietą



        Każdemu człowiekowi ze względu na płeć, zawód czy wiek przypisana jest określona rola społeczna. Utrwalane od wieków wzorce w dzisiejszym świecie tracą na sile i ma to związek z ogromnymi zmianami społecznymi zapoczątkowanymi już w XIX wieku. Kiedyś oczywistym było, że ksiądz odprawia msze i modli się za grzechy, dziecko poprzez zabawę odkrywa świat, mężczyzna jest głową rodziny i zarabia na chleb, a kobieta dba o dom i wychowuje potomstwo. Dziś nowoczesny przedstawiciel XXI wieku stwierdziłby prędzej, że ksiądz to zapewne pedofil, dziecko jest „rozrywką” i „dodatkiem” tylko dla majętnych ludzi, a kobieta i mężczyzna to partnerzy, więc powinni po równo dzielić się obowiązkami zawodowymi i domowymi.

Nie koniecznie się z tym zgadzam.

Po pierwsze nie istnieje coś takiego jak równość płci. Dążymy do tego, żeby taki był światopogląd, ale to nieprawda. Kobieta z samych już cech fizycznych jest słaba i delikatna. Potrzebuje oparcia i siły partnera. Lepiej radzi sobie z wychowaniem dzieci, bo tak ukształtowany jest jej umysł. Potrafi w sposób instynktowny opiekować się niemowlęciem od pierwszych dni po narodzinach. A może zacznijmy od tego, że jest zdolna urodzić człowieka. Mężczyzna w naturalny sposób nigdy tego nie dokona.
Poglądy starożytnych czy średniowiecznych ludzi nie kazały kobietom siedzieć w domach i zajmować się obejściem. To natura postanowiła zadecydować, że mężczyzna będzie walczyć na wojnach, zdobywać pożywienie i czuwać nad bezpieczeństwem rodziny. Kobieta czuła się potrzebna rodzinie i w niej odnajdywała siłę. Paradoksalnie, właśnie ta nierówność (siła i słabość), pozwoliły na stworzenie zgranego duetu pomiędzy obiema płciami.
Czasy patriarchatu w domach odeszły w zapomnienie i bardzo się cieszę, że kobiety mogą same o sobie decydować. Uważam, jednak, że ta chęć wyzwolenia się spod męskiej dominacji nie wyszła nam, kobietom tak, jakbyśmy sobie tego życzyły.

Pracujemy coraz więcej, ciągle się doskonalimy, podnosimy poprzeczkę. I nigdy nie mówimy, że już wystarczy. Nie mamy czasu na rodzinę, bo najpierw musimy zrobić studia, później znaleźć pracę i kupić jakieś mieszkanie. A jeszcze później możemy zastanowić się nad ślubem. Chociaż w zasadzie po co się wiązać.  Bez zobowiązań przecież wygodniej. 

Pragnęłabym bardzo, aby podejście do życia było takie, jak za dawnych czasów.
Kiedy priorytetem była rodzina, a nie pieniądze i sukces.
Kiedy kobieta mogła liczyć na wsparcie swojego męża w trudnych momentach. 
Kiedy szacunek był miarą tego, jakim człowiekiem jesteś, a nie ile zarabiasz. 
Kiedy twierdzenie, że dziecko to rezygnacja z siebie było czymś niedorzecznym i niezrozumiałym. 

Chciałabym, by kobieta mogła pozostać kobietą. Korzystać z tego, co dała jej natura i pozwolić na pełną radość z bycia żoną, matką i – jeśli tego właśnie chce – Panią domu, nie sugerując, że jest w tym cokolwiek niewłaściwego. 

A właściwe jest dla mnie to, co prowadzi do poczucia wewnętrznego bezpieczeństwa i szczęścia. Z tą myślą zakończę pierwszy post. 

Ciekawa jestem, w czym Wy odnajdujecie harmonię i co znaczy dla Was rodzina. W jaki sposób podchodzicie do kwestii roli kobiety w dzisiejszych czasach i czy może chciałybyście coś zmienić? 

W spodniach czy w sukience...

"W spodniach czy sukience rozglądam się, ludzi tłum, tęsknię..." O piosenkach Ani Dąbrowskiej mogłabym dużo pisać, bo je uwielbi...